Miesięczne archiwum: grudzień 2014
Złota Szekla 2014 z mojego punktu widzenia
No…a jednak się udało. Mimo perturbacji wszelakich udało nam się trafić na miejsce. Po filozoficznych dysputach jak wykorzystać platformę do wtargania sprzętu do góry, nie ryzykując przy tym uszkodzenia fatalnie zaparkowanego samochodu, wzięliśmy się do roboty. Jako te mróweczki skakaliśmy po schodach w górę i w dół, z kilogramami sprzętu na grzbietach. Robert. Obiecaj, że kiedy w przyszłym roku będziemy występować na stadionie Wembley, będziemy mieć technicznych od tego… ;). Złożyliśmy do kupy klocuszki i rozpoczęliśmy próbę techniczną. I tak sobie płynął czas, z rzadka przerywany „zakanszaniem” 😉 dóbr w garderobie i siorbaniem napojów niewyskokowych. Próby przebiegały w napiętej atmosferze i wielkim pośpiechu:
Próba techniczna w toku… (Fot.Przemek Bednarz)
Na szczęście, jak szybko się zaczęły, tak szybko skończyły. Resztę czasu, pozostałą do występu spędziliśmy w sposób dowolny.
Zaczęło się koło 18:30. Na scenie pojawił się Kamil Badzioch, ze swoją słynną już białą gitarką firmy Takamine…trzymałem później przez chwilę to wiosełko w dłoniach (oj…fajne 😉 ). Zaprezentował kilkanaście utworów solowych (nie mylić z soulowymi)…a Publiczność słuchała i dawała oznaki życia. Czyli KTOŚ TAM JEST! Niestety, nie byłem w tym czasie na widowni, dolatywała do nas jedynie część repertuaru Kamila – ale jedno jest pewne: Facet potrafi grać, śpiewać oraz wydobyć z Publiczności chęć do owacji. Nie było nam tego jednak w pełni docenić…zżerały nas nerwy i trema w garderobie. Ciągle powtarzaliśmy sobie: jak nas przyjmą konińscy Żeglarze?. Wszak nie gramy piosenki żeglarskiej…dryfujemy sobie po bezkresnych bezmiarach szeroko pojętego Folku. I wreszcie prowadzący ogłasza WYROK: …”Proszę Państwa…zespół Folk Street”. Co zrobić – wychodzimy na scenę i chwytamy to, co każdy miał w zasięgu ręki. Mi, na ten przykład, przypadło low D whistle i bouzouki…To zaczynamy. Znowu po swojemu – czyli Martin Wynnes Reel.
Rockowe brzmienia w „Czas wyruszyć w morze” (Fot. Kamil Piotrowski)
Trema dała o sobie znać…ale dalej już poszło odruchem. I chyba się spodobało, bo z ciemności przed nami doleciały brawa. Tradycyjnie drugim utworem było spokojniejsze „Misty morning, Albert’s Bridge”…no a potem…a potem już pojechaliśmy po całości naszymi interpretacjami znanych (mniej znanych i zupełnie nieznanych) motywów folkowych. Fajnie się grało. Rockowe brzmienie „Brian Boru’s March/After the battle of Aughrim” stanowiło dla nas punkt kulminacyjny – lubimy to grać, bo jest to całkowicie nasz, folkstreetowy aranż i jest niezłym polem do popisów improwizatorskich Michała.
Spotkanie dwóch światów w Cooley’s Reel (Fot. Kamil Piotrowski)
Kilka problemów technicznych (jak np. bateryjka Roberta) nie zepsuło nam zabawy. Było naprawdę czadowo. Szkoda, że nie mogliśmy się słyszeć siedząc na widowni…Ale tak to już bywa, wszystkiego mieć nie można. Dlatego pozostanie zagadką dla nas, jak brzmieliśmy. Może ktoś nas nagrywał…
Gdzieś pomiędzy piosenką żeglarską a Folkiem (Fot.Kamil Piotrowski)
W poczuciu dobrze spełnionego „obowiązku” oddaliśmy scenę Mechanikom Szanty. Kto słyszał…ten wie, że są świetni. Nie pozostaje mi tu nic do dodania czy opisania. My się cieszymy, że spotkaliśmy się wszyscy i na scenie i poza sceną, w kuluarach…Pamiątka pozostała. Smaczku dodaje fakt, że na piosenkach z ich pierwszej kasety – „Żegluj” … uczyłem się grać na gitarze. I było to moje pierwsze spotkanie z piosenką żeglarską…Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy :)))
Kamil Badzioch, Mechanicy Szanty i Folk Street po koncercie (Fot. Kamil Piotrowski)
Dziękujemy Wszystkim za fajną atmosferę :)) i Kamilowi P. za udostępnienie fotek dla naszej strony WWW. Więcej fotek ze Złotej Szekli możecie obejrzeć na profilu fb użytkownika szanty24.pl.